niedziela, 21 lipca 2013

17.

Ohayo. Gomenosai za to, że dawno nie dodawałam notki. Jak widać moje wena wyjechała na wakacje. Do tego szkoła. Testy próbne. Nie wiem czy dam sobie z tym wszystkim radę. Jednak postaram się. Miłego czytania !!!

~*~

Skakałyśmy po drzewach zbliżając się do celu. „Nareszcie”  jęknęłam w  duszy widząc bramy wioski Trawy. Przeszłyśmy przez nie bez słowa.  Szłyśmy uliczkami, a wszyscy ludzie patrzyli na nas jak na wrogów. Zmierzałyśmy w stronę największego budynku. Weszłyśmy po schodach stanęłyśmy przed wielkimi drzwiami. Rin zapukała i po usłyszeniu głośnego „Proszę”, nacisnęła klamkę wchodząc do środka. Za wielkim biurkiem siedział siwy staruszek.
- Ohayo.- Skłoniłyśmy się razem.
- Witam. – Odpowiedział.- Co was do mnie sprowadza?
- Wyruszyłyśmy z Konohy na trening – zaczęłam- i chciałybyśmy trochę tu zostać.
- Oczywiście, nie ma problemu.
- Czy mieszka tu człowiek z wioski Wiru o imieniu…
Nie dane mi było skończyć. Kage uciszył mnie gestem ręki i  podał karteczkę z adresem.
- Tam go znajdziesz.
- Arigato.
Skłoniłyśmy się i udałyśmy pod dany numer. Doszłyśmy do dość dużego domu o kolorze lazurowym.  Podeszłam z Rin  do drzwi i zapukałam Po kilku sekundach oczom naszym ukazał się (już) siwowłosy mężczyzna.
- Kushina !!! – wykrzykną i mnie przytulił.
- Santiego- sama !!!! – odpowiedziałam i oddałam uścisk.
- Co cie do mnie sprowadza? – zapytał wpuszczając nas do środka.
- Interesy oczywiście .
Usiadłyśmy w salonie na kanapie. Były Kage zaproponował nam herbatę, ale odmówiłyśmy.  Zastanawiałam się nad słowami, ale odezwałam się.
- To jest Rin. – pokazałam na dziewczynę- Jest uczennicą mojego dobrego przyjaciela. Wyruszyłam z nią na trening.  Zamierzam zostać tu z rok. Masz może jakieś wolne pokoje?
- Oczywiście. Nie ma problemu. Mogę nawet wam pomóc przy treningach.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Chodźcie.
Zaprowadził nas na górę. Trafiło nam się tak, że mamy pokoje obok siebie. Przebrałyśmy się, wysłuchałyśmy wskazówek Santiego i ruszyłyśmy po jego szlaku na pole treningowe. Miałam szczęście. W pobliżu było jeziorko.
- Dobra- zaczęłam- Najpierw nauczę cię Daibakafu no Judsu [Suiton] . Technika ta może być wykorzystana, kiedy w pobliżu jest woda, a na dodatek jest niszczycielsko potężna. Takie tornado jest zdolne zniszczyć wszystko co spotka na swojej drodze.
- Więc to tornado?!?!
- Tak.
- Super.
Przeszłyśmy nad wodę. Tam pokazałam Rin różne pieczęci, a ona zaczęła. Mijała godzina za godziną. Ona nadal próbowała.  Mówiłam jej żeby chociaż zrobiła przerwę, ale ona nie.  W końcu zmęczona usiadła pod drzewem. Cisza przedłużała się z minuty na minutę. Rin odezwała się jako pierwsza:
- Co jest ze mną nie tak?
- Nic.
- To dlaczego nie mogę załapać tej techniki?
- Słuchaj Rin. Technika ta jest bardzo ciężka do nauczenia się jej jednego dnia. Jednak…  Masz przed sobą zawodowca……
I zaczęłam jej tłumaczyć co powinna zrobić, by szybciej załapać.  Uśmiechnęła się tylko i pobiegła nad jeziorko. Po godzinie zobaczyłam wielkie tornado. Wstałam i zadowolona z siebie ruszyłam w stronę dziewczyny. Leżała na brzegu ciężko oddychając.
- To na dziś koniec.
- Co?!?!?! – zerwała się z ziemi i spojrzała na mnie- Jestem jeszcze pełna energii. Proszę.
- Zgoda.- uśmiechnęłam się. – Daitoppa [ Fuuton]. Wypluwasz z siebie wielką ilość powietrza, która z metra na metr przekształca się w ogromną kulę wiru.
I znowu to samo. Wytłumaczyłam jej wszystko i usiadłam pod drzewem.  Tym razem zmów dałam jej wskazówki. Siedziałam pod drzewem i wpatrywałam się w niebo. Po godzinie słońce zaczęło zachodzić co świadczyło o tym, ze dochodzi godzina 20. Rin usiadła koło mnie. Ja nie mogąc wytrzymać, spytałam:
- Ile ty masz lat?
- Dwanaście. – odpowiedziała.
- Co ?!?! Jesteś dwunastolatką, ale w drużynie trzynastolatków?!?!
- Tak. Dali mnie do starszej grupy, bo mówili, że jestem zdolna i na pewno sobie poradzę.
- Ahh… No pewnie !!! Radzisz sobie i to wyśmienicie!!!
- Arigato. Kushina- sama, kto ciebie uczył tych technik?
- Ehmm… Sama się nauczyłam.  Nie miałam rodziców, ani rodzeństwa. Jak zdałam akademię miałam farta, bo niektóre techniki jakich uczył nas sensei już umiałam. Zresztą pozostałe poszły mi z łatwością. Najlepiej jednak panowałam nad wodą, co jest rodzinne w rodzie Uzumakich.  Moja pra, pra, pra babka to umiała i teraz ja.
- Gomenosai za poruszenie tego tematu.
- Nie ma sprawy !!! Wracamy?!?! Santiego pewnie czeka z kolacją.
- Hai !!!
Wróciłyśmy do domu. Miałam racje. Kolacja czekała na nas w kuchni na stole.  Gdy tylko otworzyłam drzwi pouczyłam ten aromat. 
- Ymmm… - usiadłam przy stole. Santiego spoglądał na nas.- Lubisz mnie rozpieszczać.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Smacznego!!!
Wzięłam pałeczki i zaczęłam wciągać do buzi długie pasma makaronu. Mój ulubiony Ramen.  Z taką myślą wcinałam.   Gdy byłam pełna, spojrzałam na Rin. Wyglądała na najedzoną. Zebrałam talerze i pozmywałam. Pobiegłam na górę do pokoju, zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i wpadłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Położyłam się na łóżku i po kilku minutach oddałam się w objęcia Morfeusza.

 ***
- No chłopaki!!! Mamy misję. – krzyknąłem do swoich podopiecznych.
- Takk!!! – odkrzyknęli.
-Jaką? – spytał Obito.
- Mamy iść do wioski Trawy po zwój.
- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale… - zaczą Obito. - …tęsknię za Rin.
- Minęły trzy tygodnie.
- Tak. Pewnie już się czegoś nauczyła, a my tu tak siedzimy.
- Ej. Nie marudź tylko idźcie się spakować. Spotykamy się przy głównej bramie za 10 minut.
Po spakowaniu spotkaliśmy  się w wyznaczonym miejscu. Ruszyliśmy w stronę wioski Trawy. Oj, coś myślę, ze to nie będzie zwykła misja.

 ***
Od opuszczenia Konohy minęły trzy tygodnie. Byłam właśnie z Rin na polu treningowym i ćwiczyłyśmy Doro Gaeshi [Doton] (Technika polegająca na niejakim wycięciu niedużego płatu ziemi, a następnie postawieniu go w pozycji pionowej). Przeszłyśmy nad jeziorko i nagle zza  krzaków wyskoczyli…. Minato, Obito i Kakashi.  Dziewczyna zerwała się i przytuliła do przyjaciół. Minato podszedł do mnie.
- Musimy porozmawiać.
-Ok. Rin robimy przerwę.
- Nieeee… Błagammmm….
- Ok. Sekunda. – powiedziałam do Sensei chłopców.
Przeszłyśmy nad jezioro, Rin weszła na taflę.
-Goshoku Zame [Suiton] .Polega ona na przywołaniu pięciu rekinów, stworzonych wyłącznie z wody i chakry. Bestie okrążają, po czym atakują swoją ofiarę zębami i płetwami. Potrafią one rozszarpać nawet bardzo silnego shinobi.
Pokazałam jej jeszcze kilka pieczęci i dałam wskazówki. Potem podeszłam do Minato i z nim oddaliłam się  kilka metrów.
- O co chodzi? – zaczęłam.
- Tęskniłem i mamy misję. Musimy przynieść do Konohy jakiś zwój.
-Ahh…
Nagle usłyszałam huk. Odwróciłam się i zauważyłam Rin, która walczyła z jakimś gościem z wiosko Mgły.  Obito i Kakashi też byli zajęci walką. Do dziewczyny zaczęło podchodzić coraz to więcej wojowników. W mgnieniu oka znalazłam się przy niej i odparłam atak kunaiem. Walnęłam kolesia w mordę, tak, ze odleciał w las robiąc dziury w drzewach. Złapałam Rin za rękę i obydwie wylądowałyśmy na tafli wody.
- Minato !!! Odsuń się I zabierz chłopaków !!! – krzyknęłam-  Daibakafu no Judsu [Suiton].
Potężne tornado przeszło po polu treningowym, niszcząc wszystko co napotkało na swojej drodze. Martwe ciała leżały porozrzucane na wszystkie strony. Podeszłam do jednego z nich, który wyglądał na przywódcę, zdjęłam maskę z jego twarzy ( nie wiem skąd się wzięły maski ) .  Jedyne co ciekawego  znalazłam w jego rzeczach to nakaz porwania mnie. Minato podszedł z zamiarem przeczytania listu, ale go schowałam.  Nie miałam ochoty teraz o tym rozmawiać.  Wiem, ze powinnam mu o tym powiedzieć, bo jestem z jego uczennicą. Jednak nie mogłam się zebrać na odwagę. Byłam z nimi u Kage. Powiedział im, że zwój będzie Gotowy dopiero za tydzień, bo były komplikacje.  Zaszliśmy do Santiego i zgodził się, żeby mieszkali z nami.  Chłopacy zostali w domu i gadali z byłym Kage Wiru, a ja z Rin wyszłyśmy na zakupy. Kupiłyśmy wszystko co potrzebne na 6 osób, czyli tak z 10 wielkich toreb ;) No wiecie. Rin jest mistrzynią w zakupach, a ja leżę. Nie lubię ich, jednak z moją podopieczną jest to co innego. Idziemy, śmiejemy się… Wracałyśmy właśnie do domu i dogonił nas Minato. Zabrał nam wszystkie torby, bo jak to on powiedział „ Kobiety nie powinny się przemęczać ! ”
- Wszędzie was szukałem. – zaczą. – Nie było was w domu 2 godziny. Jak na zakupy powinniście szybciej wrócić. Jednak jak widzę kupiłyście wiele rzeczy.
- Tak- odparła Rin. – Kushina-sensei jest świetną kucharką.
Na słowo Kushina- SENSEI oczy Minato powiększyły się trochę, ale na kucharka to zaczą się śmiać za co oberwał w głowę.
- Ała… -szedł jęcząc, bo nie mógł pomasować głowy, przez zakupy.- Za co to?
- Za to, że śmieszy cię to, iż jestem kucharką.
- Nie no, coś ty. Mogę wykreślić z listy Śmierci, śmierć głodową Rin.
I zmów zaczą się śmiać. Za co dostał mocniej w łeb. Zaczęliśmy się kłócić.  Zdezorientowana dziewczyna spoglądała to na mnie, to na  Minato.
- Kłócicie się jak stare małżeństwo !!!!!!!!!!
Krzyknęła, po czym zakryła rękoma usta. Ja i Minato staliśmy tak blisko, że stykaliśmy się nosami.  Na słowa Rin, odskoczyliśmy od siebie na cztery, czy pięć metrów. Cali zarumienieni, ruszyliśmy w stronę domu. Gdy tam doszliśmy, dwunastolatka poszła na górę do swojego pokoju, a my do kuchni. Sensei chłopaków postawił torby na stole. Ja podchodząc kolejno do jednej, zabierałam różne rzeczy i ustawiałam na właściwym miejscu. Zalałam wielki gar wodą i postawiłam na palnik. Pokroiłam warzywa i wrzuciłam je do gotującej się wody. Po nich wsypałam makaron i tak dalej. Jednak całe gotowanie Ramenu zajęło mi z godzinkę.  Gdy wszyscy zasiedli do stołu, zaczęli rozmawiać. Tylko ja dla wyjątku siedziałam cicho. Pochłonięta myślami, zastanawiam się o znaczenie słów Rin „ Kłócicie się jak stare małżeństwo ” . O co jej mogło chodzić. Może ona wie, że coś czuję do Minato? Nie, raczej nie.  Nagle poczułam lekkie szturchanie w ramię. Przekręciłam głowę i ujrzałam zmartwiona twarz dziewczyny.
- Wszystko w porządku? – zapytała.
- Tak, a co się stało?
- Pytamy się już ciebie od 5 minut, czy Minato- kun, Obito-kun i Kakashi – kun mogą z nami ćwiczyć.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, tylko jestem zmęczona. Położę się już.
Wstałam od stołu i miałam zamiar pozmywać.
- Daj, ja to zrobię.- Rin zabrała mi talerz i gestem ręki pokazała drzwi. Uśmiechnęłam się lekko i zmierzyłam w ich kierunku. Mozolnie wspięłam się na schodki i weszłam do pokoju. Pierwsze co zobaczyłam, to łóżko. Położyłam się na nim w ubraniach. Nic mnie to teraz nie obchodziło. Tylko raz ziewnęłam i oczy same mi się zamknęły.

 ***
Wyszła. Jaka szkoda. Spoglądałem jeszcze na puste drzwi. Po chwili wstałem. Pozmywałem i wbiegłem po schodach. Zapukałem do drzwi od pokoju Kushiny. Nikt nie odpowiedział. Nacisnąłem lekko klamkę i wszedłem do środka. Leżała na łóżku w brudnych ubraniach. Zbliżyłem się bardziej i usiadłem na łóżku. Na twarzy miała kilka zadrapań. Hmm… Wcześniej ich nie zauważyłem. To pewnie dlatego, że cały czas gapiłem się jak głupi w jej oczy. Te piękne, zielone oczka, schowane za powiekami. Jej rude włosy rozsypały się po poduszce. Dotknąłem ich. Było tam parę ziarenek piachu, lecz i tak były bardzo gładkie.  Z wyglądu wydaje się, że płoną, ale gdy dotkniesz to co innego. Pocałowałem ją w czoło i po cichu wyszedłem. Wziąłem szybki prysznic i usiadłem na parapecie w swoim pokoju. Spoglądając w gwiazdy, myślałem co by było, gdybym jej nie spotkał……

~*~
No więc na tym zakończę. Na Walentynki, też coś przygotuję. Mam nadzieję, że zaczekacie.

Zakochana;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz